piątek, 10 kwietnia 2015

Wioska Propagandy.

Sąsiad to największy wróg. Zawsze trzeba mu pokazać, że się jest lepszym, bogatszym i uświadomić go że on nigdy nie ma racji. Oczywiście on jest największym przysłowiowym dziadem Taka jest obecnie opinia. Słuszna czy nie słuszna, to już zależy. Ale nie będę tutaj pisał o stosunkach sąsiedzkich, na skale podwórkową. Opiszę miejsce gdzie jeden sąsiad, chce przekonać drugiego o swojej wyższości. Mianowicie o Korei Północnej. Tej komunistycznej. A dokładnie o ich ,,mieście" Kijong-dong.

Kijong-dong to w zasadzie wieś a nie miasto. W sumie trudno nazwać ten twór wsią. W każdym razie jest to ,,miejscowość" która leży w koreańskiej strefie zdemilitaryzowanej. Oczywiście w Korei Północnej. Ale z czego słynie ta miejscowość? Jest ona typową propagandą.



Kijong-dong jest jedyną miejscowością którą można zobaczyć zza granicy, czyli z Korei Południowej. I dlatego ona jest wybudowana tak, aby na południu pomyśleli, że u ich sąsiadów nie jest tak źle, przeprowadźmy się tam. Teraz opiszę to miejscowość, bo jadę ogólnikami. Jest ona, bardzo prawdopodobnie, zamieszkana przez nikogo. Zero żywej duszy. Co prawda władze Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej (KRLD) podają że miesza tam 200 rodzin, że znajdują szkoły, od podstawowej do średniej, że jest szpital i inne placówki. Niestety tam tego nie ma. Znajdują się tam tylko puste szkielety betonowych budynków, pomalowane na jaskrawe kolory, z jaskrawym dachem i z pozorną energią elektryczną.

W Kijong-dong zostały też zamontowany megafony które nadawały materiały propagandowe skierowane na południe. Pierwotnie wychwalano w nich Koreę Północną i zachęcano do przeprowadzki na ich stronę, potem już leciała komunistyczna propaganda i patriotyczna muzyka marszowa. Ponadto w tej miejscowości wybudowano wielki maszt z wielką flagą. Te przedsięwzięcie było odpowiedzią na budowę przez Koreę Południową również dużego masztu. Północny maszt ma wysokość 160 m, a flaga ma 270 kg. Sporo. Aktualnie jest trzecim, co do wielkości, masztem z flagą, na świecie. Tą całą ,,konkurencje" nazwano wojną masztową.




Źródła;
  1. Tran, Mark (2008-06-06). "Travelling into Korea's demilitarised zone: Run DMZ"

  2. "A Sightseeng Guide to Korea", Pang hwon Ju i Hwang Bong Hyok, Foreign Languages Publishing House, Pyongyang, DPRK. 1991

  3. Potts, Rolf. Korea's No-Man's-Land. Salon, 3.02.1999r.

  4. Tom O'Neill, "Korea's DMZ: Dangerous Divide". National Geographic, lipiec, 2003.

  5. Potts, Rolf. Korea's No-Man's-Land. Salon, 3.02.1999

  6. Kijŏng-dong, North Korea « Daily Propaganda

  7. http://upandgone.wordpress.com/2011/05/07/top-10-crazy-facts-about-kim-jong-il/

  8. "CNN.com - Korea's DMZ: 'Scariest place on Earth' - 20.02.2002".

czwartek, 9 kwietnia 2015

Grenlandia - największa wyspa na świecie.

 Wyspa. Co to jest tak w ogóle? Jest to fragment lądu, który jest otoczony ze wszystkich stron wodą. Można by powiedzieć że cały ląd na ziemi jest wyspą a nie kontynentem, ale kiedyś wymyślono że nie jest tak. Obecnie największą wyspą jest Grenlandia, a najmniejszy kontynentem jest Australia. Co do wysp, bardzo dużo ludzi widziało je. Nie wszyscy, wiadomo że górale mają utrudniony dostęp. W każdym razie ja nie raz, nie dwa przebywałem na wyspie. Na jeziorze położonym koło mojej malowniczej miejscowości, czyli jeziorze Jedwabskim, jest wyspa o nazwie Tumidaj. Ale nie zajmę się tą wyspą, bo za bardzo nie ma o niej co pisać, napiszę o Grenlandii.

 Grenlandia to największa wyspa. Ma powierzchnie 2,166,086 kilometrów kwadratowych. Jest mniej więcej 7 razy większa od Polski. Czyli jest ogromna. Ale skąd ta nazwa Grenlandia. Jeżeli nazwę przetłumaczymy na Polski to wychodzi zielony ląd. Ale tam jest wielki lądolód, krótkie lato i tak dalej, więc dlaczego ta nazwa? Jest wiele hipotez. Gdy Eryk Rudy przypłynął na tą wyspę, mogło być wtedy ocieplenie klimatu i lato, które sprzyja rośliną które występują na wybrzeżu. Może też Eryk Rudy chciał przyciągnąć osadników na nowy ląd, i wymyślił taką nazwę. Wiadomo że Rudy jest fałszywy i kłamliwy. Jeszcze jest jedna opcja, że nazwa jest źle przetłumaczona, bo na starych mapach widnieje nazwa Gruntlandia, co odnosiło się do płytkich zatok. Pewnie już nigdy nie dowiemy się jak to było z tą nazwą.



Teraz co nie co o mieszkańcach. Może się nam wydawać, że mieszkają tam Eskimosi w domkach z lodu, zwanych igloo. Co prawda, są oni potomkami Eskimosów, ale nie lubią jak się ich tak nazywa. Po prostu są to Grenlandczycy. Mieszka tam 56.384 (stan lipiec 2014), czyli mniej więcej tyle ile jest mieszkańców w Raciborzu. Przy takiej wielkiej powierzchni wiadomo że gęstość zaludnienia jest mała bo 0,026 osób na kilometr kwadratowy. Mieszkańcy posługują się trzema językami, grenlandzkim, angielskim i duńskim.


To może co nie co o wyspie. Geograficznie należy ona do Ameryki Północnej, lecz politycznie do Europy. Dokładnie jest to Duńska wyspa. Jest ona autonomią. W sumie mnie to nie dziwi. To teraz coś na temat geografii tej wyspy. Ląd jest pokryty w 83% lądolodem. Z niego wystają góry, niektóre mają wysokość 3600 metrów. To więcej niż polski najwyższy szczyt. Zamieszkane  tereny to wybrzeża. Tam jest najbardziej sprzyjający klimat. Niestety nie da się tam uprawiać ziemi. Przede wszystkim jedzą ryby.

Grenlandia jest idealnym miejscem dla ludzi którzy cenią sobie ciszę, spokój i wielkie niezamieszkałe tereny. Brzmi fajnie, ale niestety temperatura, przynajmniej dla mnie, nie jest sprzyjająca. gdzie średnia temperatura w lipcu to 10 stopni Celsjusza. Ale kto co lubi. Tak czy siak, jak będziecie mieli okazje do odwiedzenia tej wyspy, to polecam.

środa, 8 kwietnia 2015

Wenus.

Aktualnie ludzkość chce odwiedzić inną planetę. Księżyc się znudził. Co prawda obecnie to tylko plany, ale kto wie, może za naszego życia, ktoś postawi nogę na obcej planecie, i powie jakieś budujące słowa, jak Niel Armstrong, stawiając pierwsze kroki na księżycu. Ale pierwsza obca planeta na której wylądujemy to ma być Mars. Dlaczego Mars a nie Wenus?

Wenus. Druga planeta w układzie słonecznym. Jest w odległości od 40 do 259 mln. km. od Ziemi. Jest to znacznie bliżej niż Ziemi do Marsa. Masa Wenus wynosi 0,857 ziemskiej, powierzchnia wynosi 0,902 ziemskiej, a grawitacja wynosi 0,904G. Na ziemi jest 1G. Te dane lepiej sprzyjają lądowaniu czy nawet kolonizacji, więc dlaczego ludzie uwzięli się na Marsa? A to przez atmosferę.





Atmosfera Wenus składa się przede wszystkim z dwutlenku węgla. Jest go tam ok, 96,5% względem reszty związków w atmosferze. Reszta to azot ok. 3,5% i śladowe ilości takich pierwiastków i związków jak tlen, para wodna, hel, dwutlenek siarki, argon, neon czy tlenosiarczek węgla. Bardzo nie sprzyjająca atmosfera. Ponad to temperatura. Najniższa jaka do tej pory była zanotowana to 437 stopni Celsjusza. Średnia to 464 stopni. Dużo. Gorzej niż w piekarniku.

Ale skąd o tym wszystkim wiemy? Z misji, oczywiście bezzałogowych i z sąd kosmicznych. Pierwsza która wleciała w atmosferę Wenus, Wenera 3, przyleciała tam 1 marca 1966 roku, lecz coś zawiodło i nie dostarczyła żadnych danych. W sumie nie ma co się dziwić, Radziecka robota. Kolejna to Wenera 4, która już przysłała wiadomości o atmosferze ,,piekła". Z powierzchni Wenus, pierwsze informacja nadała sonda Wenera 7. Podczas jej lądowania, spadochron się porwał, i wylądowała psując co nie co. W każdym razie była zdolna wysyłać informacje o planecie, przez 35 minut. Kolejna radzieckie sondy, Wenera 8, przekazywała informacje przez 50 minut. A za to Wenera 9 i 10 już przesłały pierwsze zdjęcie. Okazało się że powierzchnia Wenus jest bardzo zróżnicowana. Występuje tam wyżyna, wyższa od naszej ziemskiej tybetańskiej, wielkości Stanów Zjednoczonych. Najwyższe szczyty górskie mają wysokość ok. 10 km.


Rok na Wenus trwa 243 dni ziemskich, za to dzień trwa tam 116 dni i 18 godzin ziemskich. Sporo. Dodatkowo Wenus obraca się w przeciwną stronę. Zachodzi zjawisko takie, że wschód słońca widzimy na zachodzi a zachód słońca na wschodzie. Wenus nie ma żadnej naturalnej satelity, czyli nie ma księżyca.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Zagubiony batalion.

Wojna. Nie jest niczym dobry. Żołnierze są wysyłani na front wojenny i giną tam, za sprawę której często sami nie rozumieją. Znane są dwie wojny światowe. O pierwszej mało kto sobie zdaje sprawę. Większość społeczeństwa wie że była, ogromna część osób nie zna roku wybuchu wojny ani roku jej zakończenia. Niestety jest przyćmiona przez II wojnę światową.

I wojna światowa, zwana w dwudziestoleciu między wojennym, wielką wojną. Jak to powiedział David Lloyd George: ,,Wojna, która zakończy wojny". Jak wiemy, był w błędzie.W wielkim skrócie i pominięciem faktów, konflikt rozpoczął się w 1914 roku, gdy zastrzelono następce tronu austro-węgierskiego Franciszka Ferdynada, a skończyła się w 1918, po pokonaniu sił państw centralnych przez Ententę.



Podczas I wojny światowej doszło do pewnej sytuacji. 2 października 1918 roku, 77 dywizjon, składający się z około 553 amerykańskich żołnierzy, po walce z siłami niemieckimi, wdarło się w głąb lasu Argońskiego. Byli przekonani, że atakujące z lewej siły Francuskie i z prawej siły Amerykańskie kontynuują natarcie. Jednak atak francuzów został odparty. Jednak dowódca 77 dywizjonu, Charles White Whittlesey, nie wiedział o tym i wdzierał się dalej w terytorium nieprzyjaciela.  Po jakimś czasie, batalion został całkowicie odcięty od swoich sojuszników.

Przez 6 dni, do 8 października, 77 dywizjon odpierał ataki, wiele liczniejszych sił nieprzyjaciela, który otaczał ich ze wszystkich stron. Ponadto mieli braki amunicji, brakowało wody. Nie daleko miejsca obrony amerykańskich żołnierzy, płynął strumyk, lecz on był obserwowany przez niemieckie siły. Wracali z wodą nieliczni, którym udało się przeczołgać. Jak by tego było mało, byli ostrzeliwanie przez swoją artylerie. Pierwszy goniec, dał artylerzystom złe pozycje. Następnie było wysyłanych kilku gońców, lecz oni byli albo zabijani przez Niemców, albo brani do niewoli. Dopiero gołąb dostarczył informacji, o prawidłowej pozycji. Wiadomość brzmiała tak:

,,ZNAJDUJEMY SIĘ WZDŁUŻ DROGI RÓWNOLEGŁEJ 276.4. NASZA ARTYLERIA OSTRZELIWUJE NASZĄ POZYCJĘ. NA BOGA – PRZESTAŃCIE"




8 października, udało im się wydostać z okrążenia. Pomogła im artyleria, która już ostrzeliwała pozycje wrogów. 77 dywizjon spowodował spore zamieszanie. Straty to 197 zabitych, 150 zagubionych lub wziętych do niewoli. Niemiecki siły odniosły poważniejsze straty, bo 600-800 zostało zabitych. Na podstawie tych wydarzeń, został nakręcony film pt. Zaginiony Batalion. Kiedyś go oglądałem i znów go obejrzę w niedługiej przyszłości.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Zegar Zagłady.

 Od zawsze, w każdej kulturze, w każdej religii znajduje się przepowiednia końca świata. Są też sekty, grupy religijne i inne organizacje, które przepowiadają datę ostatecznego unicestwienia rasy ludzkiej, czy życia na naszej plancie. Wiadomo że oni będą zbawieni, przeżyją, czy coś w tym stylu, ale nie będę zajmował się tym tematem. Zajmę się słynnym zegarem zagłady.

Zegar zagłady, nie jest to typowy zegarek. Jest to symboliczny zegar, który wykazuje ile minut zostało do północy. Północ oznacza całkowitą zagładę. Początkowo jego wskazówki są zmieniane na podstawie sytuacji światowej czyli zagrożenia nuklearnego. Na początku XXI wieku dodane czynniki takie jak nowe osiągnięcia w naukach biologicznych i nanotechnologii, które mogą spowodować nieodwracalne szkody.

Symboliczny zegar rozpoczął swą działalność w 1947 roku przez zarząd Bulletin of the Atomic Scientists na Uniwersytecie Chicagowskim. Pokazywał wtedy godzien 11:53. Przez 68 lat, wskazówki były zmieniane 19 razy. Najbliżej północy był w roku 1953, kiedy to w ciągu dziewięciu miesięcy Stany Zjednoczone i Związek Radziecki testują broń termojądrową. Wtedy zegar zagłady pokazywał  godzinę 11:58. Za to najdalej północy był w roku 1991, kiedy ZSRR i USA podpisały traktat START I, który zakładał redukcje ilości broni atomowej. Zegar pokazywał wtedy 11:43. Aktualnie, zegar wskazuje 11:57.



Na poniższym zdjęciu, w sumie to screenie z Wikipedii, są pokazane wszystkie skutki i przyczyny, zmiany wskazówek na zegarze zagłady. Radzę kliknąć na zdjęcie aby było czytelne.


sobota, 4 kwietnia 2015

Pstrąże - największe opuszczone miasto w Polsce.

Opuszczone miasto. Przede wszystkim kojarzy nam się z miastem Prypeć. A o dziwno, w naszym pięknym kraju, z wysokimi podatkami i wielką emigracją, znajduje się taka miejscowość. Jest ich kilka, ale opiszę tą największą. A mianowicie Pstrąże.

Kto by nie chciał się przejść ulicami wyludnionego miasta nie tylko z samego rana w Nowy Rok? Kto nie chciałby poczuć się jak Will Smith w filmie ,,Jestem Legendą"? Jeśli tak, to jest do tego okazja. Co prawda, Pstrąże nie jest tak okazałe jak Prypeć, czy inne miasta, rodem z filmów post apokaliptycznych, ale zawsze coś.



To teraz trochę o historii tej miejscowości. Pierwsze wzmianki o istnieniu miejscowości, pochodzą z 1305 roku. Była to typowa wieś rolnicza, taka która z niczego nie słynie. Następna wzmianka jest z 1865 roku, kiedy pożar spalił miejscowość. Potem została odbudowana. W 1901 roku, wieś została przebudowana na potrzeby armii niemieckiej. Postawiono tam koszary, stajnie, doprowadzono tory i wybudowano most na rzece bóbr. Po II wojnie światowej, miejscowość przejęło radzieckie wojsko. Było to coś w stylu enklawy. Pstrąże zostało wymazane z map, niby tam rósł tylko las.

W 1992 roku, już po upadku komunizmu, armia radziecka wycofała się z tej miejscowości. Żołnierze nie chętnie ją opuszczali, gdyż tam mieli swój cały dobytek życia, który musieli zostawić. Mieli nadzieje że będą mogli tam wrócić i znów zamieszkać. W roku 1994 miejscowość przeszła w ręce Polski. Według przekazów mieszkańców okolicznych miejscowości, w 1994, rząd wyniósł wszystko co miało jakąś wartość, i to co mogło się przydać.



Po tym, jak wszystko wyniesiono, Pstrąże zostało przekształcone coś w stylu pola doświadczalnego. Straż pożarna, wojsko i policja, robiły tam ćwiczenia. Świadczą o tym dziury po kulach, ślady pożarów i wybuchów.

W niektórych opuszczonych mieszkaniach można znaleźć niepozrywane tapety, gazety radzieckie z lat 80 i 90 a nawet malowidła na ścianach. Ogólnie szkoda, że z tej miejscowości nie zrobiono czego lepszego. Zasiedlić ją można by było, nawet wielkie pole do paintball'a czy ASG. Dużo jest opcji. A poniżej kilka zdjęć.









piątek, 3 kwietnia 2015

Amen Break.

Kilka sekund. Czym że jest kilka sekund? Krótką chwilą. A pomyśleć że ta chwila, ten moment, dał impuls, dał pomysł, dał nowy gatunek muzyki, prze zemnie osobiście lubianym. Dokładnie 5,2 sekundy. Tyle wystarczyło. Tyle trwała jedna solówka perkusyjna. I ona zapoczątkowała nowy rodzaj, nowy rozłam muzyki.

Ale po kolei. Zespół The Winstons, pewnie nikt z was go nie zna. A jeżeli zna, chwała mu za to. Ja osobiście poznałem ten zespół nie dawno. Ale co oni takiego zrobili, i czym zasłynęli, albo z czego są nieznani. Piosenka Amen Brother. Według mnie bardzo przyjemna dla ucha. W sumie sami ją oceńcie:


I teraz jak posłuchaliście, przysłuchajcie się solówce na perkusji (1:25). Znajome co nie? Trwająca 5,2 sekundy solówka pozmieniała co nie co. Stworzono z niej sampel.  Zwany Amen Break.  Kawałek Amen Brother ze słynną solówką został wydany w 1969 roku. Poniekąd to dawno. A tutaj macie samą solówkę, w trzech tematach, wolno, normalnie i szybko:



Utwór sam w sobie zdobył uznanie głównie w subkulturze hip-hopowej, kiedy to pracownik Downstairs Records znany jako Breakbeat Lenny zamieścił go na swojej kompilacji Ultimate Breaks and Beats w 1986 roku. Wynajął on również Louisa Floresa, by obrobił bit przy znacznie wolniejszym tempie.

Amen Break  jest jednym z najważniejszych fragmentów perkusyjnych w historii muzyki współczesnej. Sięgają po niego zarówno muzycy związani z hip-hopem, jaki artyści związani ze sceną elektroniczną (można by wręcz powiedzieć, że bez tego krótkiego sampla, nigdy by nie powstał drum and bass).

A oto zdjęcie członków zespołu:




czwartek, 2 kwietnia 2015

Machu Picchu - Stary Szczyt.

Imperia. Każde ma swój początek i ma swój kres. Jedne padają jak założyciel jego umiera (np. imperium Macedońskie) a inne trwają przez tysiąclecia (np. imperium Rzymskie). Jedni nie budowali praktycznie nic (np. imperium Hunów) a drudzy pozostawiali po sobie wspaniałe budowle (np. Egipt). I właśnie budowlami się zajmę. A dokładniej jednym miastem. Machu Picchu.

Imperium Inków. To ci co mieli wspaniałe drogi, a nie znali koła. W sumie znali ale nie używali. Tych dróg wybudowali około 40 tysięcy kilometrów. Dużo. Ale też mieli jedno, wspaniałe miasto. Jedno w znaczeniu że wyjątkowe. Machu Picchu.



Miasto wyżej wymienne, zostało wybudowane w II połowie XV wieku. Czyli w podobnym czasie, kiedy Krzysztof Kolumb postawił swoją nogę na nowym świecie. Zostało wybudowane wysoko nad poziomem morza, bo najniższy swój punk miało 2090 metrów n.p.m a najwyższy 2400 metrów n.p.m.. To jednak spora wysokość. Miasto było swego rodzaju stolicą. Odbywały się tam główne obrzędy religijne, było to też centrum gospodarcze i obronne.

Machu Picchu zostało zbudowane z kamienia. Dzięki swojemu umiejscowieniu, nie musiano wszędzie budować muru. Część jego obowiązku przejęły strome skały. Miasto składało się z dwóch części. Górnej tak zwanej ceremonialnej, gdzie były wszystkie pałace i dolnej części, mieszkalnej. W części mieszkalnej znajdowały się słynne tarasy. Na taras o wymiarach od 2 do 4 metrów szerokości, na których uprawiano różnorakie warzywa.




Miasto zostało opuszczone ok. 1537 roku z nieznanych przyczyn. Nawet 100 lat nie było zamieszkane. Machu Picchu odkrył Hirman Bingham 24 lipca 1911 roku. Wracał tam kilkukrotnie, badając zagadkowe miasto. Potem miasto coraz częściej odwiedzali archeolodzy i dzisiaj już jest atrakcją turystyczną. Zalicza się też do siedmiu nowych cudów świata.

środa, 1 kwietnia 2015

Zaginiona ekspedycja.

 Kilkaset lat temu, świat nie był znany za dobrze. Wierzono że ziemia jest płaska, słońce i inne ciała niebieskie krążą wokół niej. Wypływać gdzieś dalej, w nieznane był strach. Dopiero to zmienił Krzysztof Kolumb, kiedy przypłynął do Ameryki. Następnym wielkim krokiem, do poznania ziemi był rejs Ferdynanda Magellana kiedy opłynął świat. Dobra, ale trzeba było poznać lądy, jakie tam się znajdują. Wypłynęło wiele ekspedycji, poznawało nieznane ziemie, ale ekspedycja którą opiszę jest szczególna.

 Jest rok 1579. Portugalscy możni postanowili wysłać wyprawę w nieznane. Dokładnie to miała ona zadanie zbadania wysp na Oceanie Spokojnym. Pod przywództwem Alfonso Gusmão wypłyneli  prawdopodobnie pod koniec sierpnia. Wiadomo jest że po przepłynięciu cieśniny Magellana, dostali się na Pacyfik.


Następnie po kilku dniach, może kilkunastu, dopłynęli na jakąś wyspę. Załoga zeszła na ląd w celu zbadania jej. Co na niej znaleźli, przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Ekspedycja znalazła kości. Pełno kości, różnych zwierząt. Tak jakby padły kilkanaście dni temu. I to w liczbie masowej. . Po Eksploracji tej wyspy, która zajęła dwa dni, znaleźli jeszcze kilka dziesiąta może set, martwych zwierząt, popłynęli na kolejną wyspę. I tam się ślad urywa.


Z dziennika pokładowego wynika, że płynęli tam około dnia. Załoga zeszła na wyspę i ślad poza jednym członkiem, urywa. Jedna osoba uciekła z wyspy na łódce. Prąd go zniósł w niewiadomym kierunku. Po kilku dniach dryfowania,  znalazła go na pełnym morzu, Hiszpański statek. Po dopłynięciu do domu, opowiedział o wszystkim. Okazało się, że rozbitek jest rozchorowany. Cały czas był widocznie osłabiony, miał krwiste biegunki. Po kilu dniach na lądzie zmarł. 



Są przypuszczenia że zmarł na chorobę popromienną. Ale to tylko przypuszczenia. Jak dobrze wiemy, pierwszą osobą która zmarła przez choroby popromienne jest Maria Skłodowska-Curie. Też do tej pory nie wiadomo, gdzie te wyspy się znajdują. Jest za mało danych. Poza tym jest tylko ustny przekaz, tego wydarzenia. Tak czy siak, jest to zagadkowa wyprawa.